Drapieżnik i roślinożerca to dwa zupełnie odmienne stworzenia. Drapieżnik odżywia się mięsem trawożercy, a ten z kolei żywi się dostępnymi roślinami. Głodny drapieżnik musi wytropić zwierzynę, podkraść się do niej, zaatakować i zabić, zwykle wkładając w to pewien wysiłek. Oznacza to, jego żer jest zdobyczą. Jedzenie stanowi nagrodę za ciężkie starania. Roślinożerca, czyli nasz przyjaciel koń, prowadzi zupełnie inne życie. Pasie się, stale szukając wystarczających zasobów pożywienia. Konie nie postrzegają jedzenia jako zdobyczy; jak na razie ani jednemu źdźbłu trawy nie udało się przed nimi uciec.
Jednym z trzech podstawowych błędów popełnianych przez ludzi w stosunku do koni jest karmienie ich z ręki. Ostatnio, przed dwoma tysiącami widzów, poproszono mnie o zajęcie się koniem, który miał bardzo typowy narów. Właścicielka opowiadała, że koń gryzie, bryka z siodłem, bryka z jeźdźcem i niebezpiecznie staje dęba. Każde z jego bardzo poważnych negatywnych zachowań wymagało znaczącej modyfikacji, jeśli jeździec miał dalej w jakikolwiek sensowny sposób współpracować z tym wierzchowcem. Zdając sobie sprawę, że to poważny problem, postanowiłem, że zaprezentuję publiczności metody postępowania z koniem. Nietrudno było odgadnąć, że narowy były spowodowane postępowaniem ludzi. Właścicielka przyznała się, że karmi konia z ręki a gdy spytałem dlaczego to robi, tłumaczyła, że bardzo go kocha. Nie rozumiem, jak może tak bardzo kochać konia, który gryzie, bryka z siodłem, skacze pod jeźdźcem a do tego niebezpiecznie się wspina. Nie jestem w stanie znaleźć w tym wszystkim żadnego powodu do miłości. Często słyszę podobne opowieści. Właściciele rzeczywiście kochają swoje konie, ale nie znaczy to, że je rozumieją. Pod moją opieką koń w trzy czy cztery minuty odzwyczaił się od gryzienia. Podstawiałem mu dłoń i ramię, ale ochota na kąsanie już mu przeszła. Obawiam się jednak, że gdybym kiedyś pojechał do nich z wizytą, przekonałbym się, że konisko, pod wpływem postępowania swej właścicielki, znów zaczęło gryźć ludzi.
W roku 1999 poznałem w Vancouverze pewną panią, która wypożyczyła swojego konia do programu telewizyjnego z moim udziałem. Ależ to był „aligator!” Podszedł do mnie chyba tylko po to, by mnie ugryźć – kłapał zębami z częstotliwością co najmniej dwudziestu razy na minutę. – Rety ! – mówię. – Co się dzieje z tym koniem?
Nikt nie odpowiedział ani słowem. Zacząłem szkolić konia techniką, którą zwykle zalecam w takich wypadkach. Po kilku minutach odezwała się młoda dziewczyna, trenująca konie w stajni – pensjonacie: – Niech pani opowie panu Robertsowi, co pani wyprawia z Freddiem. Proszę mu powiedzieć o tych miętówkach.
Na te słowa z grupy wystąpiła około sześćdziesięcioletnia pani, czerwona na twarzy jak burak.
– Wiem, wiem – powiedziała. – Straszny z niego drań, ale ja go kocham i chcę, żeby mnie rozpoznawał, kiedy wchodzę do stajni.
Dziewczyna znowu się odezwała: – Jasne, rzeczywiście świetnie panią rozpoznaje. Już trzy razy była pani u lekarza, tak panią pogryzł.
Szkoliłem Freddiego dalej, tłumacząc wszystkim, że karmiąc konie z ręki, stwarzamy sytuację sprzyjającą powstawaniu zachowań, z jakimi tu właśnie mam do czynienia. Nie minęło dziesięć minut, a Freddie przestał być groźny i wywiad przeprowadziliśmy bez poważniejszych przeszkód.
Niektórzy profesjonaliści posługują się jedzeniem podczas szkolenia. Metody te stosuje się od setek lat, ale ja ze zdumieniem słucham o zawodowcach, którzy z nich korzystają. Nie nagradzam koni jedzeniem i nie uczę tego na moich zajęciach. Jestem przekonany, że osoby zawodowo trenujące konie mogą wykonywać swoją pracę bez efektów ubocznych, jakich doświadczają amatorzy.
„Jak dotąd, ani jednemu źdźbłu trawy nie udało się uciec przed koniem.”
– Monty Roberts
Jeśli nie jesteś odpowiednio przeszkolonym zawodowym trenerem, nie karm konia z ręki w trakcie nauki. Jeśli masz dla niego łakocie, wrzuć je do żłobu i niech tam je znajdzie. Jeżeli koń z jakiegokolwiek powodu cię gryzie, albo próbuje ugryźć, nie bij go po nosie. Powoduje to wystąpienie kilku niepożądanych zachowań. Często zdarza się, że koń gryzie, a potem, trzymając w zębach twoją skórę przypomina sobie, że zaraz ktoś go uderzy, więc szybko podrywa głowę, nie otwierając szczęk i sprawia ci tym większy ból. Co gorsza, uderzenia mogą spowodować, że koń zacznie uchylać głowę. Zresztą i tak zazwyczaj trudno jest w ten sposób odzwyczaić konie od tego narowu.
Radzę, by dobrze obserwować swojego podopiecznego i kiedy wyciągnie głowę by ugryźć, należy go lekko kopnąć w nadpęcie. Jeśli stoisz przy jego łopatce, możesz nastąpić mu butem na koronkę i po niej zsunąć stopę na kopyto. Nie należy przy tym kierować wzroku na jego nogi ani wymierzać brutalnego kopniaka. Radzę spoglądać tam, gdzie przedtem i niby przypadkowo trafić zwierzę nogą w nadpęcie. Nie sprawisz mu tym nadmiernego bólu ani też nie okaleczysz go, stosując ten bodziec, za to po sześciu lub ośmiu powtórzeniach koń, zanim cię ugryzie, najpierw popatrzy na swoje nogi. Wyrobisz u niego nowy nawyk: zacznie kojarzyć zamiar gryzienia z inną częścią swojego ciała. To bardzo skuteczna metoda.
Zastosowanie tej techniki jest blisko związane z psychologicznym fenomenem rozpraszalności uwagi zwierząt uciekających. Doświadczony trener może tę cechę wykorzystać do swoich celów, jeśli znajdzie czas na zapoznanie się z procesami myślowymi u koni.
Uwagi Monty’ego
- Nie karm konia z ręki.
- Koń nie powinien kojarzyć jedzenia z ludzkim ciałem.
- Niektórzy profesjonaliści posługują się tą metodą.
- Jeśli koń wyciąga szyję, by cię ugryźć, kopnij go w nadpęcie.
- Konie łatwo się rozpraszają i można to wykorzystać dla swoich celów.
Fragment pochodzi z książki Monty’ego Roberts’a „Ode mnie dla Was”.