Mam na imię Eulalia, a konie towarzyszą mi odkąd pamiętam. To za sprawą mojej wspaniałej mamy, która już przed moim urodzeniem ratowała konie idące na rzeź, dając im drugie życie. Od najmłodszych lat spędzałam dużo czasu w stajni i na końskim grzbiecie. Kocham te zwierzęta i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Mimo tego zawsze czułam, że mogłabym być dla nich lepsza. Przez długi czas sugerowałam się tym co dzieje się w wielkim świecie ,,sportu”, zazdrościłam koleżankom startów w zawodach i tego błyszczącego sprzętu…
Jednak kiedy wdrożyłam się bardziej w ten jeździecki świat, zaczęłam dostrzegać więcej szczegółów, które nie dawały mi spokoju. Konie biegające na rozprężalniach z rozszerzonymi nozdrzami, zaciśnięte nadchrapnikiem i skośnikiem. Nie wyglądały na szczęśliwe, przynajmniej w moim odczuciu. Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście chcę iść taką drogą. W pewnym momencie poczułam rezygnację. Przecież wszyscy jeżdżą właśnie tak: ostre wędzidło, łydka, bat… odpuściłam sobie dalsze szkolenia w stajniach. Wróciłam do domu, do swoich ,,grubasów’’ i starałam się pracować z nimi po swojemu. Tak jak czułam. Praca z innymi końmi nie przynosiła mi wielkiego trudu, ale kiedy miałam wziąć do pracy moją klacz…Ahh najpierw trzeba było ją złapać…Pomijając fakt, że latałam po pastwisku z wiadrem owsa, nawet jeśli mi się udało, to wiecznie widziałam położone uszy i napięte mięśnie. Patrzyłam na nią i czułam jakby była przy mnie za karę. Nie chciałam tego dłużej ciągnąć.
W między czasie zaczęłam czytać o pracy naturalnej z końmi, aż w końcu natrafiłam na Akademię JNBT. Było to w 2020 roku a zatem w trakcie pandemii i kwarantanny. Po pierwszym webinarze bardzo się zaciekawiłam i od razu wykupiłam dostęp do kolejnego i kolejnego itd…Co tu więcej mówić, szczena mi opadła, oczy otworzyły się szeroko…Z jednej strony poczułam ogromne zafascynowanie i radość, że poznałam odpowiedź na wiele pytań, a z drugiej chciałam zapaść się pod ziemię… Uświadomiłam sobie ile niepotrzebnych i głupich błędów popełniałam. Jestem bardzo wdzięczna Panu Andrzejowi jak i innym trenerom JNBT, za to że uświadamiają nas jeźdźców, opiekunów, kowali czy hodowców koni. Jestem zdania, że każdy człowiek, który kocha konie i chce w jakikolwiek sposób z nimi obcować powinien mieć chociaż podstawową wiedzę , która zawarta jest w L1,L2,L3-Relacje.
W końcu wystartowały kursy stacjonarne. Moim pierwszym kursem była L1-ka pod Ostródą, prowadzona przez Aurę.(Zapamiętam ten kurs na zawsze). To właśnie tam poczułam, że jestem we właściwym miejscu wśród właściwych ludzi, których łączy jedno- szczera miłość do koni. I tak rozpoczęła się moja JNBT-przygoda. Niedługo potem rozpoczęliśmy współpracę z akademią. Odbył się pierwszy kurs L1 u mnie na Mazurach, potem L2 i obozy w wakacje. A ja z ciekawskiego kursanta szybko stałam się dumną asystentką i jestem nią do tej pory… Kto wie? Może kiedyś zostanę trenerem? Cieszę się, że w końcu odnalazłam tą drogę, czuję, że jest ona właściwa. Nareszcie zaznałam wewnętrzny spokój i nie tylko mi się on udziela, bo moim koniom także. W końcu odetchnęły z ulgą bo możemy ze sobą pogadać jak koń z koniem;)
Chciałabym, aby ludzie zrozumieli, że te zwierzęta nigdy nie nauczą się naszego języka, ale my już tak. Tak jak mówi Monty Roberts: ,,Musimy się wykształcić, aby w pełni zrozumieć, jak żyć z naszymi końmi jako partnerzy, nie jako przeciwnicy.’’
Eulalia Wałecka, asystent JNBT, mazury. Kontakt: eulalia@jnbt.pl