Przemyślenia mam na skutek ostatnich wydarzeń, może dla kogoś będą ciekawe, więc się nimi podzielę. Wiecie, jak zwykle sprowokowało mnie życie….. Co się wydarzyło, to się wydarzyło, nie ma co tego wywlekać, ale warto, moim zdaniem, wyciągnąć wnioski. Wyciągam zatem. Na temat relacji stadnych u koni wiemy już sporo, o tym, czym jest przyjaźń też. Ale jak się ma jedno do drugiego? Czy to, że koń do mnie przychodzi na pastwisku, daje łepek do drapania , jest miły i spokojny to znaczy, że mnie lubi?
Że może nawet darzy mnie przyjaźnią? Oczywiście, że tak! Każdy właściciel konia marzy o tym, by koń był jego przyjacielem. Ale ( zawsze bowiem jest jakieś „ale” ) czy to oznacza, że w jego końskim życiu jesteśmy ważni? Że zawsze za nami podąży? Że nie przeleci po nas jak się czegoś wystraszy? Że wykona każdą dyspozycję , w każdym miejscu? Otóż NIE! Przyjaźń nie oznacza ustalenia hierarchii, która wśród koni jest podstawą funkcjonowania. Stado zawsze ma jakąś hierarchię – mniej lub bardziej dynamiczną, ale ją ma. Każdy koń wie, kto jest wyżej a kto niżej w układzie, a jak ktoś ma co do tego wątpliwości, to niech rzuci kostkę siana wśród koni na piaszczystym padoku i zaraz zobaczy jak szybko pokaże się ten, który zje pierwszy i że zawsze zostanie ten, który będzie ostatni.
Hierarchia w stadzie budowana w oparciu o relacje – zaufanie, szacunek i uznanie przywództwa – to basis końskiego życia. No a gdzie tu przyjaźń? Przecież są końskie przyjaźnie, każdy je widział – drapanko po plecach, wspólne spędzanie czasu, pasienie blisko siebie. Są? Są!!!! Ale …. ( znowu „ale” ) hierarchia nadal obowiązuje. Co ciekawe, w stabilnych stadach zaobserwowano zachowania przyjacielskie między osobnikami bardzo oddalonymi w hierarchii. Ciężko przyjaźnić się osobnikom na zbliżonych pozycjach, bo wtedy za bardzo iskrzy, bo gra stadna „kto kogo” odbywa się cały czas. A taki szef z przyjemnością przebywa w towarzystwie ostatniej fujary, może nawet jej bronić okresowo, bo wiadomo, że owa fujara nie zagrozi jego pozycji, więc nie trzeba się pilnować. A i fujara jest zadowolona, bo bliskość wysoko postawionego osobnika zapewnia bezpieczeństwo.
No, to wyjaśniliśmy sobie co i jak, a teraz kolej na finał – przyjaźń końsko – ludzka, aczkolwiek dająca nam mnóstwo radości, NIE DAJE BEZPIECZEŃSTWA, chyba, że oprócz tej przyjaźni mamy wypracowaną odpowiednio wysoką pozycję przewodnika – koń nam ufa i nas szanuje, w przeciwnym wypadku w tym układzie przyjaźni robimy za fujarę!
Szydło z worka wychodzi, gdy naszego cudownego przyjaciela potraktujemy wyższą niż zwykle energią, zaczniemy wymagać więcej, lub zmienią się okoliczności np. pojedziemy na kurs do innej stajni ( oj, jak często słyszę „ ale przecież w domu on to robi”). Bywa, że sytuacja weryfikuje się jak tylko pojawią się inne konie, oddalamy się od stajni lub do niej wracamy i mamy kłopot by powstrzymać konia przed caplowaniem, tak bardzo spieszy się do stada. Albo pojawia się nowa sytuacja, rzecz, stworzenie i koń się płoszy. I wtedy co ? Już nie jest naszym przyjacielem ? Ależ jest, ale jeśli w takich sytuacjach mamy problem, to raczej w tej naszej przyjacielskiej parze to koń jest wyżej w hierarchii a my robimy za fujarę, nie jesteśmy przewodnikiem, wsparciem. Mocno ryzykowny układ moim zdaniem, niemniej jednak obserwowany na każdym kroku. Zdecydowanie lepiej zadbać ( czytaj – zasłużyć sobie, zapracować ), by koń uznając nasze przywództwo nadal chciał się z nami przyjaźnić. I wiecie co ? Im większa przepaść hierarchiczna, czyli im mocniejszym jesteś liderem, tym o przyjaźń z koniem łatwiej ,oczywiście z punktu widzenia jego psychologii. Fajnie mieć w swoim rumaku przyjaciela, ale jeśli w tej przyjaźni chcesz być bezpieczny, nie rób, proszę, za fujarę !
Ania Rogoża
trener Akademii JNBT